poniedziałek, maja 19

Stółdniówka...


Bo to setny wpis już jest...
Ogólnie, jakoś takoś mnie dziwnie bierze, że martwię się polskim ustnym bo za nic nie wiem jak ja sobie z tym poradzę... taki zagubiony się czuję teraz jeszcze zdeczka samotnie więc ogólnie jest jedna wielka kiła mogiła syf i choojnia po tysiąckroć do n-tej potęgi i całe tam inne tego typu pierdolenie.... Jak to ktoś ostatnio ujął:
"Czemu fajni ludzie zawsze są daleko = x", w pełni prawda, mocno sieka i ogólnie wielka kiła mogiła syf i choojnia po tysiąckroć do n-tej potęgi i całe tam inne tego typu pierdolenie...

Ogólnie wiele się dzieje w bardzo krótkim czasie. Remont, matury, życie uczuciowe, zaraz po maturach trzeba będzie zająć się pracą, ogólnie jakiś taki wielki miks i wszystko na wiosnę... To prawda, że liceum to najpiękniejszy okres w życiu, a przynajmniej ja tak mogę powiedzieć, z naciskiem na trzecią klasę, gdzie koło tych mniej przyjemnych spraw jakimi są matury są i te ciekawsze, i to o wiele ciekawsze...

Matura - pozostały ustne, angielski dosłownie lada dzień, czy coś powtarzam? A tak z dupy czytam sobie jakieś ćwiczenia na noc, ogólnie tego się nie boję, I can speak English on that level that I can pass my stupid matura exam, in my opinion of course :D Byt who know how stupid teachers will exam me? Problem stanowi tylko praca na polski, i to dosłownie. Bo o ile jakoś powiem i jakoś z pytaniami powinienem sobie poradzić (Czy zgadza się pan z opinią, że świat Tolkiena jest alegorią europy na przełomie wojen? Proszę wykorzystać przykłady) to najpierw muszę mieć co mówić przez ten głupi kwadrans... a nie mam... tragedyja! Na szczęśćie jutro idę coś kombinować przy pomocy mojej ukochanej Cioci G. (pozdrawiam, całuski i w ogóle :*)
Edukacyjnie mówiąc, to powoli zagłebiam się w rekrutację na polibudzie... formularze zajebiste, co chwilę muszę szukac jakiś dokumentów, a to stare świadectwo z kwietnia, a do książeczka wedłóg której jestem Siłą Zbrojną RP... zobaczymy w lipcu co z tego wszystkiego wyjdzie :D

Remontowo to u mnie kiepsko, znaczy w końcu sie przeprowadziłem, w końcu mam własny pokój a w nim jeszcze nie własnego kompa, ale ściany gołe i białe jak... coś białego, no i ogólnie kicha... a kasa na farbę ucieka w inne rejony głupie, o na przykład do polibudy w ramach opłat rekrutacyjnych...

Dobra, kończę tą wylewczość, ostatnio coś mam słowotok, choć głównie w formie pisemnej tylko, piszę i piszę i piszę pierdoły co mi na myśl od razu wpadną. W ramach równowagi w uniwersum i w zgodności z powiedzeniem, że brak wiadomości to dobra wiadomość...


1 komentarz:

wiesz-OK pisze...

pamiętasz podstawową zasadę transgalaktycznych hitchhiker'sów?
DONT PANIC!
w najgorszym razia czeka cię kariera w Siłach Zbrojnych RP...
byle nie w charakterze armatniego mięsa
;-)