niedziela, września 21

Cytaty z (_!_) wyjęte

Od jakiegoś czasu postanowiłem w małym kapowniczku zapisywać wszystkie cytaty które są moim zdaniem warte uwagi. Ich pochodzenie jest wszelakie. Postanowiłem co jakiś czas dzielić się nimi i pisać, dlaczego właśnie ten cytat znalazł się w kapowniczku. Zaczynając:

Smoki nigdy nie paliły na stosie, nie torturowały, nie rozpruwały na kawałki i nie nazywały tego moralnością.
"Straż! Straż!" - Terry Pratchett

Jest to jeden z moich najbardziej ulubionych cytatów. Dlaczego mi się podoba? Ponieważ idealnie opisuje spaczenie średniowiecznej europy (patrz: inkwizycje) a i czasami nawet w naszych czasach można czasami wykorzystać ten cytat. No i dowodzi on, że powieści fantasy nie muszą być tylko bajeczkami.

piątek, września 19

Absolutnie totalnie i w ogóle totalitarnie


Absolut - znana marka wielu fanom procentowego trunku. Miałem okazję w życiu skosztować paru rożnych absolutów (może nie na tyle, by uważać się za absolutnego znawcę ale jakieś pojęcie mam) i mimo Absolut Citrion który mnie powalił na kolana, mimo Absolut Mandarin który jest dla mnie genialny nie ma nic lepszego niż Absolut 100.
Parę dni temu ze znajomym kupując piwa (oczywiście ciemne, nie ma nic lepszego od portera, czy Guinnessa) przypadkiem zauważyliśmy właśnie tą czarną butelkę Absoluta i od razu doszlismy do wniosku, że następnym razem na stole pojawi się właśnie "setka".
Od pozostałych absolutnych napitków wyrużnia ją jedna rzecz, klasycznie pozbawiona dodatków smakowych, nie klasycznie wzmocniona. Absolut 100 jest "100 proof" czyli napitkiem 50% (oczywiście, wiemy, że nie umywa się to do +80% Absyntu ;) ale ma ogromną zaletę. Pije się go ciekawiej niż nie jedną smakową absolutną 40'stkę.
Tak więc, ludzie i ludziska, łapcie za czarne butelki absoluta! ;)

Tu miał być fajny i długi tytuł ale wyleciał mi z głowy :(

Dziś rano doszedłem do wniosku, że nastała oficjalnie w.g. Wieszokowego kalendarium jesień.
Ale po kolei.

Najpierw wstałem. Uznajmy to za umowne określenie, gdy po bezsennej nocy przestałem oglądać filmy i zabrałem się za robienie tego co zwykle robię wstając, sprawdzenie poczty, zawartości lodówki, poszukanie czystych ciuchów. Postanowiłem, a raczej zostałem zmuszony przez wyższe siły, by opuścić swój przybytek o najbliższego punktu dystrybucji produktów żywnościowych w celu uzupełnienia wyczerpanych zapasów mleka. Bo jak wiadomo mleko jest podstawą pożywnego śniadania, a przynajmniej podstawą najważniejszego elementu śniadania – kawy, choć na upartego można zadowolić się kawą bez mleka. Tak czy siak, stanąłem na zewnątrz mieszkania, przeciągnąłem się solidnie i parę razy mocno ziewnąłem (o, tak, jak w tej chwili :O ) a w następnej sekundzie w moim mózgu zrodziła się myśl – „Przydał by się szalik”. I ot to tyle dochodzenia do wniosku, że rozpoczęła się Wieszokowa jesień. To jest dość niebezpieczny okres, ponieważ zmusza mnie do przygotowań zimowych. Jako człek wysoce ciepłolubny (w zimie, w lecie zaś zimnolubny) muszę wyszukać stare zimowe buty, parę dodatkowych bluz i przygotować na wszelki wypadek nowo zdobyty radziecki płaszcz wszystko ochronny.

Teraz zaś zastanawiam się nad sposobem zrealizowania planów „na dzisiaj” popijając energetyzujący napar z kawowca na zmianę z arcy wynalazkiem chińskiej cywilizacji (tych którzy przypadkiem mają na myśli pismo, papier, herbatę albo proch pragnę jak najszybciej wyprowadzić z błędu, mówię o zupce chińskiej)

P.S.
Zauważyłem, że miewam dni, gdy nie idzie mi w ogóle pisanie na blogu (i ich jest więcej) a czasami zdarzy mi się jakiś wypadek i spładzam coś co w duszy mi się bardzo podoba (ot, dla przykładu to co wyżej)

poniedziałek, września 15

Danio Ilatlianno trochę zakrapianno

No! Wróciłem!
Żyw, zdrów i takie tam pozostałe detale!
Wyjazd się ogólnie reasumując udał, czyli jest cool. Co prawda spodziewałem się ciekawszych warunków, bo na hasło "domek nad jeziorem z garażem" moja wyobraźnia zaczęła działać i jak zwykle realny świat zaowocował zderzeniem przy szybkiej prędkości.
W czasie wyjazdu poszalałem w ramach rozrywki kulinarnej, poćwiczyłem gotowanie spaghetti, wyprodukowałem własnoręcznie po raz pierwszy rizotto (ale to każdy raczej umie ;) przepis na dole :>) miałem okazję zrobić po raz pierwszy w życiu lasagne, po nałożeniu odpowiednich poprawek również po raz drugi lasagne a na zakończenie całkowita nowość dla mnie, czyli ryba w cieście, przepis w następnym wpisie :P
Jak było gotowanie to i była ta mniej przyjemna strona, zmywanie. Rezultat tego był raczej do przewidzenia, czyli gdy uzbierała się znaczna sterta brudnych naczyń to cały domek był na noże i się kłócił kto co zmywa, ale to jest klasyka gatunku.
Każdy wieczór zaś spędzany był przy szklanym ekranie. W ciągu 10 dni obejrzałem 9 filmów, w tym całą trylogię Ojca Chrzestnego i sporą dawkę seriali.
Jedyna wada wyjazdu to brak dostępu do portu USB co zaowocowało 9 dniami bez muzyki! tragedia :(
Ale za to na koniec wyczarowałem niespodziankę zarówno dla siebie jak i dla części rodziny, niespodziewany PIT stop w Bydzi na posiłek i spotkanie z Ojcem i Ojcem Chrzestnym Don Stanisławem :P (mógł bym napisać, że spotkałem się z Ojcami, ale to jest dość... dwuznaczne :P)
Tak czy siak, był to najfajniejszy punkt wyjazdu wakacyjnego!
Nie bez powodu mówi się, że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej ;)
To już tyle na dzisiaj, teraz przepis na Rizotto dla osób 4:

Składniki:
4 woreczki ryżu
1 puszka groszku
1 puszka kukurydzy
3 puszki tuńczyka

Ugotować ryż, wsypać do miski, wymieszać z groszkiem, kukurydzą i tuńczykiem, przyprawić solą, pieprzem i ziołami według uznania. Podawać z czerwonym winem wytrawnym.

p.s.
Każdy nasz wyjazdowy obiad był dodatkowo oprawiony w minimum 1 butelkę wina (głównie czerwone wytrawne ;) co zaowocowało moim lekkim uzależnieniem od tego napitku ;)

środa, września 3

Biuro Ochrony (nie)Rządu

PRZERWA WAKACYJNA :>
W sam raz na rumowy koktajl z parasolką

Już wrzesień... brat do szkoły chodzi... a ja kończę się właśnie pakować do wakacyjnego wyjazdu :D Ha! studia :D Ale już powoli mam dość tych wakacji, ile to? 5 miesięcy z dniami? Tragedia. Ja nie wytrzymywałem kiedyś regularnych 2ch, a co dopiero 5! Ale teraz się cieszę, odetchnę po pracy, od miasta. Posiedzę ze znajomymi w domu nad jeziorem i będę kontempluwał o życiu i inne takie.
Dziesięć dni w Borach Tucholskich. Ogólnie było by fajnie gdyby nie to, że nie spałem od 48 godz (a szczerze mówiąc, przespałem 2godz) i czeka mnie jeszcze 6 godz jazdy samochodem... z moją chorobą lokomocyjną... ehh... ciężki dzień się zapowiada, liczę na to, że usnę w samochodzie i przespie całą trasę.
Ale jednego nie mogę sobie wybaczyć... nikt tam nie będzie miał laptopa, nie żebym był uzależniony od neta/grania, po prostu jestem uzależniony od złącza USB, gdzie ja teraz będę ładował swojego iPoda?!! Jak ja tam wytrzymam bez muzyki! Tym bardziej, że ostatni miesiąc przez który korzystałem z poda na maksa mnie rozpieścił!
Na koniec wrocławskiego pobytu obejrzałem sobie Dextera na TVNie i powiem, że nie zawiodłem się! Serial spodobał mi się, i to bardzo, ale coś więcej napiszę jak wrócę z wakacji :P