wtorek, kwietnia 29

Uczta włosko-irlandzka

Nie ma to jak obiadek o 23 :P
Spaghetti z indykiem w sosie meksykańskim plus kufel guinnessa!
Odkryłem, że to cudne piwo sprzedają w pobliskim Carrefourze :D

poniedziałek, kwietnia 28

Milionare! Vol.1

Czyli pierwsza część moich mini wpisów z serii "Co bym zrobił jak bym trafił 6'stkę w totka".
Na pierwszy ogień idzie rzecz jaką dostaje każdy mężczyzna, klasyczny prezent komunijny - zegarek.
Zegarek fajna sprawa, choć nie chce ostatnio kupić mi się nowego (ostatni znów zgubiłem) to jednak jest to dla mnie coś fajnego. Czasomierzy jest wiele, od klasycznych cyfrowych po wydziwnione kreacje szwajcarskich specjalistów. Osobiście elektroniczny kwarciak już mi nie imponuje. Kiedyś miałem na ich punkcie bzika, ale gusta ponoć wyrabiają się z czasem i aktualnie w moim guście zegarek musi być wskazówkowy, w ładnej metalowej kopercie, i metalowym lub skurzanym paskiem.
Dwa lata temu upatrzyłem sobie zegarek który kupię jak będe miał miliona - Breitling - Navitimer World
Zegarek z bajerami które na pewno nie będą mi potrzebne ale wygląd jest zaisty. Breitlingami bawili się w czasie II WŚ Amerykańscy piloci, zegarek zdobył pewną legendę i ma renomę. Dla mnie ciekawszym nabytkiem od złotych Rolex'ów, przynajmniej marka nie jest tak wyśmichtana.
Cena, nie wielka jak na rzeczy "do kupna po wygranej w totku" - tylko 30'000zł
Ale ten zegarek był moim zegarkowym celem dwa lata temu. Ostatnio znalazłem na necie coś co jest zegarkiem dla mnie. Produkowany w niewielkie ilości sztuk, a więc i rarytas. Marka mało znana w produkcjach hollywoodowskich a więc nie jest "rolexowata" a co najważniejsze całkiem poświrowane spojrzenie na zegarki, mam na myśli szwajcarskie arcydzieła powstałe z duetu firm Cabestan oraz francuskiego desingera Romain Jérôme.

To jest dla mnie cudo. Teraz tylko trafić tą głupią 6'stkę w totka i wyłożyć 900'000zł na zegarek ;)
Następna odsłona totkowych marzeń za tydzień, a w niej? Klasycznie - samochody ;]

niedziela, kwietnia 27

Hit & Run

Wystartował z czwartego miejsca. W drugim okrążeniu czołówka wyglądała tak: 2x Ferrari, Hamilton i Robert na czwartym miejscu. 50 okrążeń dalej, w trzepocie flagi w szachownicę linię mety mijały najpierw 2 czerwone bolidy konika, trzeci był Brytyjczyk w Mercedesie a czwarte miejsce zajął Robert. Można by powiedzieć, że przez te 50 kółek nic się nie zmieniło... po za tym, że znów bolidy odpadały jak muchy, choć to nie była jeszcze tegoroczna Australia.
A po za tym to coraz bliżej do końca remontu! Ha! Może w tym tygodniu będzie parapet :D

sobota, kwietnia 26

Кифла

Los lubi płatać figle i droczyć się z ludźmi. Daje nadzieję na rozkosze, by po chwili tą nadzieję zabrać a koniec końców naglę coś się pojawia z zaskoczenia. A ja nie powiem, chętnie w tej grze uczestniczę.
Był to kolejny wpis z serii Croissantowej, nie wiadomo, czy pojawi się kontynuacja :<

środa, kwietnia 23

Crapp Town

Ostatnio zauważyłem coś dziwnie niepokojącego... Odwiedzając sklepy z ciuchami w galeriach coraz częściej przychodzi mi przystanąć na dłuższą chwilę i przeanalizować po której stronie znajdują się męskie ciuchy... Czasem, gdy koszulki nie są przy wejściu lecz gdzieś w głębi, muszę wręcz wypatrywać znaków mówiących mi, że mam do czynienia z męskimi spodniami etc... Co ciekawsze, to ciuchy dla facetów zaczynają coraz to częściej przybierać rozmaite brokaty etc przez co bez problemu można było je by sprzedawać po tej drugiej stronie sklepu...

niedziela, kwietnia 20

Wroclaw Boogie

Nie mogłem już wytrzymać w tych czterech ścianach i książkami... wyrwałem się z domu na spacer na drugą stronę miasta bez konkretnego celu... Po prostu miałem już dość nauki... Chwila wolnego, tylko dla siebie, szkoda, że pogoda nie dopisywała, ale co tam. Bez konkretnego celu dotarłem do galerii handlowej gdzie zwiedzając z nudów Saturn, w koszu z filmami za 9,- znalazłem dwa cacka - "Brooklyn Boogie" i "Smoke" Od razi wiedziałem, że jak wieczór spędzę z Brooklynem to humor poprawi mi się w parę sekund. Pobyt na mieście zwieńczyłem chwilką relaksu w czekoladziarni Wedla popijając dużą porcję kawy z białą czekoladą - tego mi chyba brakowało ostatnio. Polecam wszystkim zmęczonym nauką dzień spędzony przy witrynie kawiarni spędzony na oglądaniu miasta i popijaniu ulubionego napoju.

czwartek, kwietnia 17

SStres...

Polski zaliczony, co oznacza zaliczenie i ukończenie edukacji w LO-Birkenau nr XV.... w końcu!
Zaliczeniem roku cieszę się ogromnie ale oczywiście ruda picza nie mogła sobie darować i musiała rzucać kretyńskie docinki... ciśnienie mi skoczyło dość ładnie... ehh... teraz jedynym zmartwieniem jest prezentacja maturalna... a nóż widelec stary rudzielec wykorzysta swoje wpływy na polonistów i udupi z miejsca...

Czas odnowić cygarowe zapasy...

poniedziałek, kwietnia 14

Guinness Record

Wpływam na suche przestworza oceanu... by przez cały weekend rozbijać się o puby. Ogólnie maturalne odstresowanie i topienie zmartwień w czeluściach Guinnessa wyszły mi na zdrowie (przynajmniej te psychiczne ;) Trzeba było się "wypić" po kolejnym spotkaniu z polonistką w klimatach maturalnych. Znów namotała w mojej pracy lecz tym razem koniec z tym! W najnowszym i oby ostatecznym planie wykorzystałem "ledwo" 1/3 jej uwag i mam ją teraz gdzieś. Prezentacja jest moja a nie jej... jak chce po swojemu to niech idzie na maturę za mnie... Zresztą wykorzystałem wredny fortel wysyłając przyjaciela by oddał plan za mnie, przynajmniej dziś nie musiałem słuchać jej (pardon wszystkich) pierdolenia... Jedyną martwiącą mnie teraz rzeczą są kończące się cygara w schowku, ale na to pewnie też znajdzie się jakieś rozwiązanie. No i jeszcze pozostaje zmartwieniem treść właściwa prezentacji maturalnej ale tutaj zastosuję się do ciekawostki znalezionej na waflu Guinnessa, że pewien brytyjski pisarz zabierając się za swoją książkę zaopatrzył się w dużo papieru, atramentu i Guinnessa. Może ten czarny napój mnie do czegoś zainspiruje...

P.S. Polecam spojrzenie przez Guinnessa na zapaloną świeczkę/żarówkę, bardzo piękny krwisty kolor wtedy zyskuje ;)

poniedziałek, kwietnia 7

They pull me back in

Katuje się pracą maturalną na polski... Staram się coś tam sensownego spłodzić choć polonistka nie zawsze mi w tym pomaga. Bo jak pomocą nazwać całkowite zmiażdżenie mojej tezy? Po trudach i po ponad siedmiu miesiącach w końcu coś tam wymyśliłem i staram się jakoś te swoje książki sklecić. Bo nie jest problemem przeanalizować Hobbita, Hobbit w miksie z Pratchettem też nie powinien zbyt katować ale miks Tolkien, Pratchett i Mortka (Marcin) to jest hardcore dość niezły... Ogólnie maturalnie jestem trupem, z polskim średnio, Inkwizytor truje dupę czyli ogólnie kurwica się szykuje...
Milionerów komentować nie będę bo i po co, pytanie za milion było banałem jak cholera, zresztą tej dziewczynie nie należało się nawet 40 kafli i nie mówię tego z powodu zazdrości, po prostu trudniejsze pytania były w teleturnieju Eureka dla gimnazjalistów...
Wczoraj jeszcze szoł po raz pierwszy miał Misiek Koterski. Chłopak wylansowany przez Wojewódzkiego postanowił pójść na swoje i czy mu to wyszło na dobre? No nie wiem, pierwszy odcinek był lekko mówiąc tragicznie słaby.
Najbardziej szokującym niusem ostatnich dni była zbliżająca się kolekcja Gazety Wyborczej - 28 tomów zawierających wszystkie sześć sezonów kochanego prze zemnie serialu - The Soprano's! Już nawet znajdę te 20,- w tygodniu i kupię sobie swoje mega łóżko trochę później ale takiej okazji przegapić nie mogę! :D


A ja powracam do siedzenia na swoim fotelu i przyglądania się, co się wydarzy w życiu... czekam na jedną pewną okazję, mam nadzieję, że się w najbliższym czasie pojawi.

Shot after shot


100ml płynnej magii zamkniętej w małym kryształowym pucharku. Roztacza lekko gorzkawy zapach, gorzki smak wywołuje grymas na twarzy. Niesmak, coś obrzydliwego, aż dziw że i tak lubianego przez ludzkość. Świat zaczyna przybierać całkiem inne wymiary. Kieliszkiem odpychamy niechciane wspomnienia albo zatapiamy się w nich coraz to bardziej i głębiej, staramy się manipulować przez ten czas przeszłością. Kieliszkiem przesuwamy , niczym w patrii szachów toczonej z losem, własne granice zachowania i smaku, granice tego co wypada, granice nieśmiałości, granice strachu. Podstawowe wartości odchodzą na drugi plan, czas przestaje płynąć, nie liczy się wczoraj, nie liczy się jutro. Liczą się tylko te godziny, które dzielną nas od wschodu słońca, od początku dnia, gdy umiera nie tylko noc. Władzę przejmuje ukochana moc spontaniczności, magia chwili, magia nocnego życia. Z czasem wszystko przemija, umiera niczym ponętny wampir w pierwszych promieniach słońca. Gdy znów natrafimy na towarzyszy minionej nocy udajemy, że nic nie było, ale długie, wymieniane w milczeniu spojrzenia prosto w oczy zdradzają między nami wszystko, żądza gdzieś tkwi w głębi, czeka aż roztopimy jej więzi zawartością pucharków. I znów odliczamy czas do kolejnego kieliszka, do kolejnego spotkania, do kolejnej nocy gdy z dniem i trzeźwością odchodzą zanikają wszelkie granice.

niedziela, kwietnia 6

Kręcioła

Rozkręca się chłopak! Robert znów na podium, najpierw szok zdobywając pole position a potem znów udany wyścig z finałem na trzecim pudle. No i na złość teraz trzy tygodnie bez formuły, jak ja to przeżyję :< może świadomość, że Robert zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji albo to, że BWM wyprzedza Ferrari i Merole jako konstruktor :D Zapowiada się iście interesujący sezon!
Za to iście wkurwiające są reklamy Mobilkinga... choć czego by nie dotyczyły, zawsze wkurzają mnie teksty typu "dla prawdziwych mężczyzn/graczy/etc" Czuje się któryś z czytelników "nie prawdziwy" bo ma telefon w innej sieci? :>

p.s.
Imprezowanie + wesołe miasteczko = zły pomysł...
Marylka nie ogarnia młodzieżowej nowomowy, Prokop ma długie, ale nie doświadczenie a dwie staruszki starają się o posadę w teamie Roberta...


sobota, kwietnia 5

Inkwizycja vs Rogaliki...

...czyli zmagania wiedzy z przyjemnościami
Inkwizytorium katuje mnie już czterech dni. Przez chwilę było fajniej, ale potem znów wróciło "do normy" co mniej więcej zaowocowało tym, że po trzy letniej przerwie znów musiałem kupić leki uspokajające... Mam tego lekko mówiąc dość... Jedynie w humorze trzymają mnie rozmowy Croissant'owe. Oj one przyprawiają mnie o niebezpieczne bicie serca, ale w przeciwieństwie do Inkwizytora, innymi metodami. Ale co zrobić, natura internałtów jest tylko jedna i zawsze wypłynie...


środa, kwietnia 2

Sacrum Inquisition

Uderzyła niczym G.R.O.M. z jasnego nieba (czyli znając realia polskich wojsk nie zbyt mocno) i mimo to dźgnęła ostro. Wielka Krakowska Inkwizycja Maturalna (WKIM) w postaci Mistrza Ciotki Krakowskiej. Koniec ze snem po szkole, koniec z wieczornymi wypadami w ramach nauki o chemii i biologi, koniec końców na zakończenie roku szkolnego. Nie minęło nawet 24godz o pojawienia się Inkwizytora a ja już tracę nerwy. Strzela z dupy, czepia się wszystkiego co popadnie, zrzędzi jak star jędza w imię Matury i PDP (Pierdolenia Dla Pierdolenia). Płonę wkurwieniem z każdym wypowiedzianym słowem, cięka granica dzieli mnie od spierdolenia z domu na piwa (w dużej liczbie mnogiej) i ogólnie jest do dupy...



p.s.
Domowy oddział inkwizytorium w postaci Babki również robi swoje co tworzy niemiłą mieszankę... aww

edit: Inkwizytor daje na luz gdy niby staram się coś robić, może nie będzie aż tak źle?
p.s. Ugotował też cacy paszteciki :D