poniedziałek, marca 29

אבא, מזל טוב

Znalezione w piwnicy

niedziela, marca 28

Mad as a hatter

Dwa tygodnie temu miałem okazję widzieć najnowszy film Burtona - Alicja w krainie czarów, oczywiście w 3D, oczywiście z napisami.

Jesteśmy znów w Anglii, 10 lat po wydarzeniach opisanych przez L.Carolla, Alicja ma już 19 lat i skupia na sobie wzrok wielu osobników (w tej roli Mia Wasikowska) w tym lorda Hamisha który pragnie poślubić Alicję. Ta swych poprzednich wizyt w krainie czarów nie pamięta, zdają się one jej być jedynie ciągle powtarzającymi się snami tak więc, gdy w najmniej odpowiednim momencie oświadczyn pojawia się biały zając, Alicja postanawia go gonić i dowiedzieć się, czemu wydaje jej się on tak znajomy. W ten oto sposób Alicja wraz z widzami wpada przez króliczą norę ponownie do zaczarowanej krainy Tima Burtona.

Idąc na film trzeba zapamiętać jedno, najnowsze dzieło Burtona jest inicjowane szyldem Disneya. Piraci z Karaibów pokazali, że nie wszystkie filmy od nich są przesłodzone, ale mimo wszystko, do arcydzieła klimatu Alicji... wiele brakuje. Projekt świata jest oszałamiający. Widz zostaje przytłoczony nierealnością kreacji, otuloną mgłą posępności Burtona. Dominują mroczne ujęcia i kolorystyka scen. Stworzone postacie są oszałamiające, niestety po za Szalonym Kapelusznikiem. Tego ma się trochę dość, jest on przesadzony, przekombinowany. Na uwagę zasługują oczywiście obie Królowe. Zarówno gra aktorska Anne Hathaway (Biała Królowa) jak i Heleny Bonham Carter (Królowa Kier) powalają z nóg. Wszechobecne, wręcz prawdziwie-sztuczne dobre obycie postaci Anne genialnie dopełnia się z małością Królowej Kier.

W tym zestawieniu boli nijaki Johnny Depp. Jego postać zarówno w całej kreacji jak i wykonaniu nie pasuje w tym filmie. Wizualnie przerysowany, aktorsko strasznie wyciszony, widz spodziewa się czegoś ekstrawaganckiego a dostaje produkt zalatujący nijakością. Choć można się tutaj dopatrywać geniuszu tej postaci właśnie w tym, że aż tak odcina się od całej produkcji.

Na wielką uwagę zasługują postacie animowane. Pan Gąsienica (głos by Alan Rickam) mimo, że pojawia się w filmie dwa razy zapada w pamięci. Marcowy Zając jest oszałamiający, powala z nóg gdy pojawia się na ekranie. Szkoda tylko, że motyw Kota z Cheshire (Stephen Fry) jest tak mało wykorzystany ponieważ to jest moja ulubiona postać z uniwersum Wonderlandu.

Jeśli chodzi o oprawę audio-wizualną jest ona całkiem przyzwoita. Muzyka pięknie się komponuje z obrazem, nie rozprasza widza ale z nóg go nie powala, motywów się nie nuci, niestety o nich się zapomina. Nie jest to wada ale zaletą zdecydowanie również nie jest. Lepiej ma się obraz w Alicji... Oczywiście wykonany w 3D co powoli staje się normą dla wielkich reżyserów. (czekam na Woodego Allena w 3D ;) Nie jest to cud-miód 3D niczym w Avatarze, ale głębia obrazu jest wyczuwalna. Wiele osób narzeka, na małą ilość bajeranckich scen z udziałem tej technologi ale jak już nie raz wspominałem, dla mnie to jest plus. Trzeci wymiar nie jest w tym filmie centrum akcji, lecz jedynie dopełnieniem dzieła by uzyskać lepszy efekt estetyczny.

Suma summarum najnowszy film Burtona jest wart wydania 25zł na bilet, jest wart kupna DVD z nim, ale trzeba pogodzić się z tym, że Tim Burton ma lepsze pozycje na swoim koncie ;)

piątek, marca 19

Through the Looking-Glass


Sposób na oglądanie przeszłości. Jak wiadomo, światło ma swoją ograniczoną prędkość, wystarczy ustawić naprawdę wielkie lustro w kosmosie w odpowiednie odległości (np 1 rok świetlny) i nagle zyskamy możliwość oglądania przeszłości (w czasie rzeczywistym, w HD i bo ostatnio modnie - w 3D ;P)

Genialne w swojej prostocie :O

środa, marca 17

Państwo inwigilacji?

Do komendy powiatowej w Lipnie zadzwoniła mieszkanka Skępego, która informowała, że od dwóch dni na sąsiednim dachu siedzi gołąb i patrzy w jej okno. Podczas rozmowy telefonicznej kobieta doszła do wniosku, że takie zachowanie ptaka jest niespotykane i bardzo możliwe, że jest to gołąb szpiegowski.

za policyjni.pl

niedziela, marca 14

Sherlock²

Na początku stycznia miałem przyjemność wyjść do kina na najnowszy film jednego z moich ulubionych aktorów - Roberta Downey Jr. - Sherlock Holmes w realizacji Guy'a Ritcha (m.in., genialna Rocn'n'Rolla) - jeden z lepszych reżyserów jakich znam.


Film charakteryzuje się dość specyficznym ujęciem tematu. Poznajemy nowy wizerunek Sherlocka, zdecydowanie odległy od tego, co aktualnie serwowały nam produkcje opowiadające o jego przygodach. Nowy film Ritcha trzyma się Hitchcockowskiego szablonu. Zaczyna się mocno, od mistycznych obrzędów by w następnych scenach nie tracić tępa i jedynie popędzać napięcie i akcję do góry. Na pewno nie ma czasu na nudę w trakcie trwania filmu.

Z obsady aktorskiej wyróżnić trzeba na pewno trzy postacie. Po za pierwszyplanowym duetem od genialnej strony pokazał się Hans Matheson - znany mi bardziej z serialu The Tudors. Już w tamtej produkcji zachwycił mnie na tyle, bym zaczął zwracać bliżej uwagę na produkcje z jego udziałem. Hans zdecydowanie wie jak grać czarne charaktery, jego postacie posiadają zachwycającą nutkę demoniczności, szaleństwa. Pierwszoplanowy duet Roberta Downeya Jr i Jude Lawa spisuje się wyśmienicie - bo jak by inaczej miał się spisywać? Można jeszcze wspomnieć o kreacji Rachel McAdams jako Irena Adler ale nie jest to rola która zapada na długo w pamięć.

Całkowicie inaczej ma się sprawa z głównymi bohaterami, są to kreacje które na długo zapadają w pamięci. Jude Low jako dr. Watson spisuje się wyśmienicie jednak najwięcej kontrowersji wzbudza postać Sherlocka Holmesa. Guy Ritche zrezygnował z klasycznie utartego wizerunku detektywa jako dżentelmena. Mamy tutaj do czynienia z ekscentrykiem który całkowicie nie respektuje żadnych zasad towarzyskich, funkcjonuje we własnym świecie i odnosi w tym sukcesy. Żeby wypowiedzieć się rzetelnie o postaci pierwszoplanowej musiałem zapoznać się z literackim pierwowzorem. Tym sposobem wpadła w moje ręce powieść Studium w szkarłacie autorstwa Arthura Conan Doylea

Powieść jest dość przyjemna, na parę krótkich dni czytania. Nie jest męcząca, co jest oczywiście plusem, napisana ładnym językiem zaś fabuła morderstwa i sposób jego rozwiązania ukazują właśnie iście Sherlockowski klimat. O mordercy oraz wszelkich detalach nie wiemy nic aż do końca powieści, gdzie następuje wielkie ujawnienie tajemnicy. Sherlock tutaj jest postacią zajmującą się tylko tym co potrzebne dla jego zawodu - nie wie nic co jest dla niego zbędne. Nie zna teorii Kopernika bo po co ona mu do rozwiązywania zagadkowych morderstw. Postać filmowa jest bardzo genialnie odwzorowana względem tego co możemy przeczytać w książce.
Powieść zdecydowanie polecam, przyjemna i miła w "dotyku".

Jeśli chodzi jeszcze o film, Sherlocka Holmesa docenić należy zarówno za oprawę wizualną jak i muzyczną. Londyn wykreowany przez Guya Ritcha charakteryzuje się dość mrocznym klimatem, w sam raz pasującym do opowiadanej historii choć oczywiście nie aż tak mrocznym jak w przypadku Tima Burtona. Na dużą uwagę zasługuje przede wszystkim muzyka w tym filmie. Żałuję, że nie udało się Zimmerowi zdobyć tegorocznego Oscara ponieważ był by 100% zasłużony.

Suma summarum polecam obie te pozycje - zarówno film jak i powieści o Londyńskim detektywie.

P.S. Mój ulubiony webkomis wrócił - The Movie !

poniedziałek, marca 8

Noc niespodzianek nie koniecznie poważnych

I mamy już kolejną galę Oscarów za sobą. Jest to czwarta gala którą oglądam z rzędu, począwszy od mojej ulubionej, 79tej którą prowadziła Ellen DeGeneres. (polecam obejrzeć, to jest na prawdę genialny monolog wejściowy) Tegoroczną galę prowadzili Alec Baldwin oraz Steve Martin. Nie mogę chwilowo wypowiedzieć się w pełni na temat otwarcia gali, ponieważ jest to trzecia noc Oscarowa którą zmuszony jestem oglądać via net-streaming. Tym razem nie poszło mi tak łatwo jak rok i dwa lata temu i pierwsze 40min spędziłem na rozwiązywaniu problemu kiepskiej jakości wideo. (liczę, że w końcu TVP wróci rozum do głowy oraz przypomną sobie, że mają pełnić misję i zaczną puszczać Oscary na nowo)
Wiem, że w Polsce galę transmitowało Canal+ - miałem okazję przez parę minut właśnie tą wersję oglądać na streamingu, ale bardzo szybko zrezygnowałem ponieważ lektor był do (_!_)... BARDZO lekko mówiąc. Jeśli ktoś u władzy w C+ to przypadkiem przeczyta - BŁAGAM! Nigdy więcej! Przynajmniej nie ten facet!.

Wracając do tematu - otwarcie? Nie wiem jakie było. Wprowadzenie gości przez prowadzących po otwarciu? Średnie. a przynajmniej na tyle, na ile miałem okazję widzieć. Niektóre żarty jakie słyszałem przyprawiały mnie o żal i wstyd (niestety, moja wada - wstydzę się za postacie które widzę na ekranie - oglądanie Forresta Gumpa jest dla mnie katorgą ;) Genialne za to były w większości osoby ogłaszające nominację. Ben Stiller pobił wszystkich na głowę i jest dla mnie gwiazdą hostingową tegorocznych Oscarów. Oto fragment jego przedstawienia:

Przejdźmy zatem do najważniejszej częsci - zdobywcy i moje reakcje na nie. Zacznijmy od kategorii około technicznych.
Efekty specjalne - Avatar - ktoś był zaskoczony? Chyba nikt, pewniak na 110%, nie było szans by ta statuetka trafiła gdziekolwiek indziej. Film Camerona zdobył jeszcze dwie statuetki, dla mnie będące sprawą dyskusyjną. Pierwsza z nich jest za scenografię druga za zdjęcia. To co trzeba zauważyć w tym przypadku, to fakt, że Avatar w ogromnej większości został wygenerowany komputerowo. O ile statuetkę dla Kim Sinclair (scenografia) można zrozumieć, bo aktualnie każdy film topowy dziejący się w świecie innym od naszego wykorzystuje technikę komputerową do tworzenia planów szerszej perspektywy. O tyle statuetka za zdjęcia jest już na prawdę dla mnie nie na miejscu. Gdzie tutaj operator, gdy film robimy komputerowo! Równie dobrze produkcje Pixara mają więc prawo być nominowane w tej kategorii. O dziwo, Avatar nie był nawet nominowany za najlepszą charakteryzację (choć całkiem słusznie - znów argument o wykonaniu) ta statuetka trafiła w ręce ludzi od StarTrecka - całkiem słusznie.
Statuetki za najlepszy dźwięk i montarz twafiły do tego samego filmu - Hurt Locker - nie miałem okazji jeszcz widzieć, więc wstrzymam się z opiniowaniem wszelkich wygranych dla (ciekawostka) produkcji ex-żony Jamesa Camerona.
Za najlepszą muzykę nagrodę zgarnął film UP - całkiem słusznie. Był jednym z 2ch moich faworytów w tej kategorii, obok Sherlocka Holmesa. UP również wrócił z statuetką za najlepszy film animowany, i tutaj również miał moje błogosławieństwo, choć wolał bym jednak chyba, by trafiła ona to Tomma Moore'a za Sekret księgi z Kells (bardzo piękna animacja, niedługo na stronach bloga opis).



Jeżeli chodzi o kategorię która w tym roku jako jedyna była obsadzona rodzimą produkcją - krótki dokument - to Królik a la Berlin statuetki nie ugryzł. (dokument tutaj do obejrzenia) Trafił w ręce autorów "Music by Prudence", czy słusznie? Nie wiem, nie widziałem, ale dla Akademii pobił głos Czubówny. Podobnie sprawa ma się z krótką animacją. Wygrała Logorama, (nie widziałem, nadrobi się) a kibicowałem French Roast choć brakowało mi między nominowanymi Cat Piano (ale nie wiem, czy w ogóle mógł być ten short nominowany ;) Dwa ostatnie polecam, Logorame? Nie wiem, jeszcze ;P

Przejdźmy więc do najważniejszych statuetek. Aktorka 2go planowa - zdobywa Mo'Nique za film Precious - nie widziałem, raptem tyle co na urywkach w trakcie gali - wydaje się być zasłużona. Aktor 2go planowy - Christopher Waltz za Bękarty Wojny - gdyby ta statuetka poszła w inne ręce musiał bym kupić bilet do LA i wyśmiać Akademię. Swoją drogą, dla mnie to Bękarty a nie Avatar są największym przegranym tegorocznej gali. Osiem nominacji, jedna statuetka, szkoda, wielka szkoda.

Quentin nie zgarnął statuetki za najlepszy scenariusz oryginalny - dostał ją Mark Boal za The Hurt Locker. Najlepszy scenariusz adaptowany wg. Akademii to Precious i jednocześnie powoduje to dodanie tego filmu do mojej listy "do obejrzenia" (Kibicowałem Dystryktowi, nie wyszło ;P)

Największą niespodzianką tegorocznej gali była zdobywczyni nagrody dla najlepszej aktorki. Pobiła Hellen Mirren (statuetka za Królową) oraz Meryl Streep (na koncie 2 Oscary, 16 nominacji!). Przeszłą do historii jako pierwsza osoba która w ten sam weekend zdobyła zarówno Oscara jak i Złotą Malinę (antyoscary rozdawane przez krytyków za najgorsze produkcje i kreacje) - Sandra Bullock - napomnę, że to była również jej pierwsza nominacja w tej kategorii. Fakt ten automatycznie powoduje, że The Blind Side ląduje na liście razem z Precious.
Statuetkę dla najlepszego aktora zdobył gość który jest jednym z moich ulubionych aktorów. Facet jest kapitalny, ma klasę, powala kreacjami, po prostu rozbraja. This award just belong to that dude! - Jeff Bridges za Szalone serce. (film również zdobył nagrodę za najlepszy utwór muzyczny)

Do najważniejszej nagrody w tym roku nominowanych było aż dziesięć produkcji. Dwie z nich były mocno przeze mnie wspierane - UP oraz Bękarty. Obie odpadły, może za rok nie powinienem wspierać swoich ulubieńców? :D Topowa statuetka więc mogła trafić do jednego z 2ch faworytów - Avatara by James Cameron albo The Hurt Locker by Kathryn Bigelow. Z tego starcia starego małżeństwa cało wyszła tym razem kobieta. THL okazał się najlepszą produkcją ubiegłego roku zaś Kathryn pierwszą kobietą zdobywającą dwie najważniejsze statuetki - za najlepszy film oraz za reżyserię. Gratulujemy, choć w niektórych kręgach uważane jest to za nieprzyjemny gwałt na Quentinie ;P (szczególnie statuetka za reżyserię)



Tegoroczna gala była pełna niespodzianek. Począwszy od topowych nagród jakim była reżyseria i aktorka pierwszoplanowa po nagrody techniczne gdzie Avatar zgarnął statuetki do których nie koniecznie powinien być nominowany. Teraz czas odpocząć na chwilę od szału nagród i w spokoju obejrzeć zbliżające się produkcje. Kolejna nieprzespana noc dopiero za rok!

czwartek, marca 4

Demoniczne Dni

Pamiętam dokładnie kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Gorillaz. 9 lat temu już miałem wychodzić od kolegi, gdy nagle na MTV poleciał teledysk do Clint Eastwood.

Od razu zakochałem się w tym zespole i w chwilę później miałem już na playliście wszystko co wydali do tamtego czasu.

Gorillaz to dość nietypowy zespół. Głównie dla tego, że jest w pełni animowany. Oficjalnie rzecz biorąc, w skład wchodzą cztery postacie, wszystkie fikcyjne. Pochodzący z Brooklynu perkusista - Russel Hobbs w młodości został wydalony z szkoły Xavier'a dla Uzdolnionej Młodzieży, opentany przez rapującego ducha - Del'a. Gitarą elektryczną zajmuje się młoda japonka - Noodle. W zespole znalazła się przypadkiem. Ktoś wysłał ją FedEx'em, z całkowitą amnezją Noodle umiała wypowiedzieć tylko jedno słowo - makaron (noodle). Po wydaniu pierwszej płyty poleciała do Japonii odkryć swoją przeszłość. Okazało się, że jest ostatnim żywym super-żołnierzem wyszkolonym do gry i walki muzyką. Jej specjalnością była gitara - zarówno w grze jak i w walce. Na bassóFFce gra Murdoc Faust Niccals. Podrzucony pod drzwi swojego ojca jako niemowlak Murdoc miał ciężkie dzieciństwo przepełnione wszelkimi uzależnieniami oraz borykaniem się z znęcającym się ojcem. Wolakem zajmuje się głównie 2D. Jego spotkanie z Murdociem było przypadkowe i dość nieszczęsne w skutkach. Oberwał on bilą (czarną 8'ką) w twarz od Murdoca w pubie.
Nieoficjalnie idea zespołu powstała w trakcie spotkania do jakiego doszło między liderem i wokalistą Blur - Damonem Albranem (2D) oraz rysownikiem komiksowym Jamie Hewlettem (Murdoc). Po za podstawowym składem zespół często nagrywa kawałki z udziałem gości specjalnych.

W 2005 roku zespól wydał drugą full-track płytę zawierającą same nowe kawałki - Demon Days. Była to pierwsza oryginalna płyta jaką kupiłem, oczywiście wydanie kolekcjonerskie.

Utwór promujący płytę - Feel Good Inc - zapadł w mojej pamięci równie szybko co Clint Eastwood. Dodatkowo, 75% płyty po dziś dzień znajduje się na mojej najważniejszej playliście C4 (o niej kiedyś napiszę ;)

W jednym słowie Gorillaz gra muzykę alternatywną. Każdy znajdzie dla siebie chociaż jeden kawałek, który przypadnie mu do gustu. Przekrój materiału jest naprawdę spory, od hip-hopu (Clint Eastwood) przez disco (Dare) i elektroniczną (El Mañana) po balladę (Fire Coming Out of the Monkey's Head).

Już w poniedziałek (8 marca) pojawi się kolejna - trzecia płyta Gorillaz - Plastic Beach z udziałem gościnnym m.innymi Snoop Doga i Lou Reeda. Do poniedziałku istnieje również możliwość darmowego przesłuchania całej płyty pod tym adresem. Zapraszam i polecam! Oczywiście łatwo się domyślić, że w poniedziałek zaopatrzę się w ich najnowszy krążek ;)

Pozdrawiam, i życzę miłego słuchania.