poniedziałek, kwietnia 14

Guinness Record

Wpływam na suche przestworza oceanu... by przez cały weekend rozbijać się o puby. Ogólnie maturalne odstresowanie i topienie zmartwień w czeluściach Guinnessa wyszły mi na zdrowie (przynajmniej te psychiczne ;) Trzeba było się "wypić" po kolejnym spotkaniu z polonistką w klimatach maturalnych. Znów namotała w mojej pracy lecz tym razem koniec z tym! W najnowszym i oby ostatecznym planie wykorzystałem "ledwo" 1/3 jej uwag i mam ją teraz gdzieś. Prezentacja jest moja a nie jej... jak chce po swojemu to niech idzie na maturę za mnie... Zresztą wykorzystałem wredny fortel wysyłając przyjaciela by oddał plan za mnie, przynajmniej dziś nie musiałem słuchać jej (pardon wszystkich) pierdolenia... Jedyną martwiącą mnie teraz rzeczą są kończące się cygara w schowku, ale na to pewnie też znajdzie się jakieś rozwiązanie. No i jeszcze pozostaje zmartwieniem treść właściwa prezentacji maturalnej ale tutaj zastosuję się do ciekawostki znalezionej na waflu Guinnessa, że pewien brytyjski pisarz zabierając się za swoją książkę zaopatrzył się w dużo papieru, atramentu i Guinnessa. Może ten czarny napój mnie do czegoś zainspiruje...

P.S. Polecam spojrzenie przez Guinnessa na zapaloną świeczkę/żarówkę, bardzo piękny krwisty kolor wtedy zyskuje ;)

Brak komentarzy: