poniedziałek, lutego 22

Prawie jak Zmierzch

Klasyka to to, co wszyscy chcieli by przeczytać i czego nikt nie czyta

— Mark Twain

Wśród moich pozycji do przeczytania znajduje się bestseller Zmierzch (by: S.Meyer) ale to nie o tych wampirach dzisiaj mam zamiar napisać. Z trzy lata temu, nudząc się w Empiku wpadł mi w ręce pierwszy tom wielotomowej (trzynaście pozycji) serii Nekroskop autorstwa Briana Lumley'a, pod tym samym tytułem. Miesiąc temu miałem okazję być ponownie w mediatece. Oddając zapomniane przeze mnie książki matematyczne (aż 30,- kary!) postanowiłem wybrać coś nowego. Niestety Zmierzchu nie było, był tylko tom drugi, a nie będę zapoznawał się z sagą od połowy (choć historię Edwarda już znam, widziałem film, na celu mam sprawdzenie, czy powieść jest równie gówniana) ale wracajmy do wątku. Zawiedziony brakiem romansidła przypomniałem sobie, że istnieje inna, ciekawa powieść o wampirach. W ten oto sposób wypożyczyłem sobie drugi tom Nekroskopu - Wampiry (choć wierniejszym tłumaczeniem było by, używane już w powieści - wampyry)

By ukazać zarys historii drugiego tomu mistrza horroru (wg. tylnej okładki) nie da się nie opowiedzieć części pierwszej, lecz czytając sam tom drugi można zrozumieć fabułę, mimo wszystko, nie polecam. Tak więc opis dotyczyć będzie całości. Mamy lata 70'-80', zimna wojna trwa w zaparte i między innymi w okół niej krąży fabuła. W obu tomach mamy główny wątek przeplatający całość - walka radzieckiego Wydziału E z brytyjskim INTESP'em. Tym, co nietypowe, to fakt, że obie organizacje są wydziałami paranormalnymi. Aż do wydarzeń z pierwszego tomu ich jedynym celem jest szpiegowanie przy użyciu mocy psychicznych. To co zmienia bieg wydarzeń to pojawienie się Harrego Keogha - tytułowego Nekroskopa który posiada umiejętność rozmawiania z umarłymi. Dzięki swoim umiejętnościom odkrywa, że Związek Radziecki tak na prawdę jest najmniejszym zmartwieniem, oraz, że poważniejsze zagrożenie stwarza zakopane na Wołoszczyźnie pradawne zło. Tym złem jest Tibor Ferenczy - wampyr uwięziony przez swojego twórcę na wieczność w ramach kary za opuszczenie rodzimego domu.

Pierwszy tom posiada trzy główne wątki - Wzajemne działanie wywiadów, życie Harrego oraz spotkania Dragosaniego (rosyjskiego agenta paranormalnego) z Tiborem Ferenczym, w których poznajemy historię wampyra. Autor pokazuje się z najlepszej strony, jeżeli chodzi o prowadzenie historii. Częste wymienianie wątków podsyca stale zainteresowanie losami bohaterów nie wprawiając jednocześnie w zagubienie. Dodając do tego naprawdę zaskakujący finał tomu pierwszego, dostajemy pozycję warta polecenia. Część druga zaczyna się tam, gdzie skończyła pierwsza, więc napięcia nie brakuje, choć tutaj już wyczuwa się spadek przy zakończeniu. Mimo wszystko, osobiście, jestem w stanie czytać sagę Nekroskopu choćby tylko, dla wątku historycznego, opowiadającego o losach wampyrów.

To co na pewno wyróżnia powieść Braiana Lumley'a od najnowszej wampirzej kaszanki to właśnie ukazanie wampyrów. Zapomnijcie o święcących w słońcu Edwardach, mamy tutaj do czynienia z naprawdę mrocznymi opisami, które nie raz wprawiały mnie w pewnego typu osłupienie. Autor zrezygnował z klasycznego ujęcia wampira jako człowieka o nadprzyrodzonych cechach. Tutaj wampyr jest całkowicie innym gatunkiem, niepodobnym do ludzi, wykorzystującym ich ciała jako nosicieli gdyż dopiero po połączeniu swego ciała z ludzkim jest w stanie osiągnąć najwięcej. W czystej postaci będący protoplazmatyczną breją, będącą w stanie przybrać dowolny kształt i cechy.

Jeżeli ktoś szuka dość specyficznej, zwariowanej, mrocznej a przede wszystkim pełnokrwistej (w wielu znaczeniach) powieści o wampyrach i nie tylko z całego serca polecam sagę Nekroskop. Zdecydowanie odradzam również czytanie notki z tylnej okładki, wstępnie mnie odepchnęła ponieważ nie oddaje najlepiej zawartości powieści.

Mężczyznom, którzy zostali bronić swoich domów i rodzin, rozpruwaliśmy brzuchy i zostawialiśmy ich na ulicach, ściskających parujące trzewia, póki nie pomarli. Ogrody pełne były martwych mieszkańców miasta, głównie kobiety i dzieci. A ja, Faethor Ferenczy, znany Frankom jako Czarny albo Czarny Grigor, Węgierski Diabeł, znajdowałem się zawsze w środku, w samym środku. Przez trzy dni syciłem się tym, a żądzom mym nie było końca.
Nie wiedziałem wówczas, że koniec, mój koniec, kres mojej chwały, potęgi i rozgłosu nadchodzi. Zapomniałem o głównej regule Wampyrów: nie rzucaj się zbytnio w oczy. Bądź silny, ale nie mocarny. Bądź pożądliwy, ale nie dorównuj legendarnym satyrom. Wymagaj szacunku, ale nie czci. A przede wszystkim, nie pozwól, by twoi towarzysze albo ci, którzy uważają się za twoich przełożonych, zaczęli się ciebie bać.
Byłem wszak poparzony przez grecki ogień i to mnie rozwścieczyło. Pożądliwy? Za każdego zabitego przez siebie mężczyznę brałem kobietę, nawet i trzydzieści w ciągu dnia i nocy! Moi Cyganie spoglądali na mnie jak na jakiegoś boga albo diabła! A w końcu... w końcu i krzyżowcy zaczęli się mnie lękać. Wszystkie mordy, gwałty i świętokradztwa, jakie popełnili, nie liczyły się, to moje wyczyny przysparzały im złych snów.

Wampiry — Brain Lumley

Brak komentarzy: