niedziela, marca 14

Sherlock²

Na początku stycznia miałem przyjemność wyjść do kina na najnowszy film jednego z moich ulubionych aktorów - Roberta Downey Jr. - Sherlock Holmes w realizacji Guy'a Ritcha (m.in., genialna Rocn'n'Rolla) - jeden z lepszych reżyserów jakich znam.


Film charakteryzuje się dość specyficznym ujęciem tematu. Poznajemy nowy wizerunek Sherlocka, zdecydowanie odległy od tego, co aktualnie serwowały nam produkcje opowiadające o jego przygodach. Nowy film Ritcha trzyma się Hitchcockowskiego szablonu. Zaczyna się mocno, od mistycznych obrzędów by w następnych scenach nie tracić tępa i jedynie popędzać napięcie i akcję do góry. Na pewno nie ma czasu na nudę w trakcie trwania filmu.

Z obsady aktorskiej wyróżnić trzeba na pewno trzy postacie. Po za pierwszyplanowym duetem od genialnej strony pokazał się Hans Matheson - znany mi bardziej z serialu The Tudors. Już w tamtej produkcji zachwycił mnie na tyle, bym zaczął zwracać bliżej uwagę na produkcje z jego udziałem. Hans zdecydowanie wie jak grać czarne charaktery, jego postacie posiadają zachwycającą nutkę demoniczności, szaleństwa. Pierwszoplanowy duet Roberta Downeya Jr i Jude Lawa spisuje się wyśmienicie - bo jak by inaczej miał się spisywać? Można jeszcze wspomnieć o kreacji Rachel McAdams jako Irena Adler ale nie jest to rola która zapada na długo w pamięć.

Całkowicie inaczej ma się sprawa z głównymi bohaterami, są to kreacje które na długo zapadają w pamięci. Jude Low jako dr. Watson spisuje się wyśmienicie jednak najwięcej kontrowersji wzbudza postać Sherlocka Holmesa. Guy Ritche zrezygnował z klasycznie utartego wizerunku detektywa jako dżentelmena. Mamy tutaj do czynienia z ekscentrykiem który całkowicie nie respektuje żadnych zasad towarzyskich, funkcjonuje we własnym świecie i odnosi w tym sukcesy. Żeby wypowiedzieć się rzetelnie o postaci pierwszoplanowej musiałem zapoznać się z literackim pierwowzorem. Tym sposobem wpadła w moje ręce powieść Studium w szkarłacie autorstwa Arthura Conan Doylea

Powieść jest dość przyjemna, na parę krótkich dni czytania. Nie jest męcząca, co jest oczywiście plusem, napisana ładnym językiem zaś fabuła morderstwa i sposób jego rozwiązania ukazują właśnie iście Sherlockowski klimat. O mordercy oraz wszelkich detalach nie wiemy nic aż do końca powieści, gdzie następuje wielkie ujawnienie tajemnicy. Sherlock tutaj jest postacią zajmującą się tylko tym co potrzebne dla jego zawodu - nie wie nic co jest dla niego zbędne. Nie zna teorii Kopernika bo po co ona mu do rozwiązywania zagadkowych morderstw. Postać filmowa jest bardzo genialnie odwzorowana względem tego co możemy przeczytać w książce.
Powieść zdecydowanie polecam, przyjemna i miła w "dotyku".

Jeśli chodzi jeszcze o film, Sherlocka Holmesa docenić należy zarówno za oprawę wizualną jak i muzyczną. Londyn wykreowany przez Guya Ritcha charakteryzuje się dość mrocznym klimatem, w sam raz pasującym do opowiadanej historii choć oczywiście nie aż tak mrocznym jak w przypadku Tima Burtona. Na dużą uwagę zasługuje przede wszystkim muzyka w tym filmie. Żałuję, że nie udało się Zimmerowi zdobyć tegorocznego Oscara ponieważ był by 100% zasłużony.

Suma summarum polecam obie te pozycje - zarówno film jak i powieści o Londyńskim detektywie.

P.S. Mój ulubiony webkomis wrócił - The Movie !

Brak komentarzy: