niedziela, grudnia 7

MZM - czyli improwizacja forever


Mózg - 1. zespół najwyższych ośrodków czuciowych, kojarzeniowych i ruchowych, stanowiący część układu nerwowego, znajdujący się w jamie czaszki u kręgowców; składa się z dwu półkul mózgowych, móżdżku i rdzenia przedłużonego; mózgowie.
2. umysł, rozum.
-- SJP PWN

Tak, nie można zaprzeczyć, że najlepsza jest Muzyka z MÓZG'u. W gwoli ścisłości, w tej chwili mam na myśli festiwal. Jestem świeżo po zakończeniu czwartego już festiwalu MZM (Muzyka z MÓZG'u) i mogę tylko szczerze powiedzieć, że to jeden z ciekawszych festiwali w jakich uczestniczyłem, a dodam, że nie uczestniczyłem w nim w pełni!.
Pierwszy dzień przegapiłem, jednak kolokwium na politechnice stoi wyżej w hierarhi wartości nawet niż MÓZG'owy festiwal, ale w sam raz wylądowałem na dzień drugi i w ten oto sposób 4'ty festiwal MZM zaczął się dla mnie występem genialnego jazz bandu - Sing Sing Penelope z gościnnym udziałem Andrzeja Przybylskiego. O ile osobiście utwory made by Przybylski nie zafascynowały mnie aż tak bardzo o tyle pierwszy utwór wykonany w pełni i tylko przez Sing Sing towarzyszył mi przez resztę dnia (a raczej wieczoru) bo i konkurencja (jaką miałem okazję usłyszeć!) nie okazała się lepsza. Na drugi ogień (a dla reszty na trzeci) pojawił sę Mateusz Waleria Trio. I o ile harfa i grająca na niej Zofia Dowigałło oraz kontrabas w rękach Ju-ghan'a bardzo mnie zafascynowały o tyle to co wyczyniał tytułowy Mateusz Walerian z saksofonem oraz "fletem" niezbyt przypadłu mi do gustu. Głównie dla tego, że saksofon lubię, a wręcz kocham za ten jego charakterystyczny dzwięk a nie za to, że ktoś po prostu przez saxa oddycha...
Tak więc niewątpliwie dzień pierwszy (dla mnie, dla innych drugi) minął moim zdaniem pod znakiem nota bene bydgoskiego Sing Sing Penelope (w ramach ciekawostki, na saxie gra tam Tomek Glazik znany m.in. z KULTu, czyli kolejny powód bym wychwała Sing Sing'a).

Dzień drugi, oficjalnie trzeci, rozpoczął sioę od solowego występu Tomka Gwincińskiego i nie licząc finałowgo bonusu (o którym za chwilę) był to najbardziej mnie fascynujący występ nawet nie w trzecim dniu ale w całym festiwalu. To co jeden facet wyczyniał na scenie przy użyciu gitary & loopa to po prostu geniusz!
Potem na scenie pojawił się polski duet (albo trio, licząc faceta od wizualizacji) który z powodu nazbyt psychodelicznych nut nie przypadł mi aż tak strasznie do gustu lecz na szczęście na koniec pojawił się znów duet, tym razem made in USA Elliott Sharp & Hamid Drake. To co Hamid wyczyniał z bębnami było po prostu ge-nial-ne ale ani Hamid ze swoimi bębnami ani Sing Sing nie przebiją "bonusu" - pięciu gitarzystów Elliott Sharp, Paolo Angeli, Tomek Gwinciński, Piotr Pawlak i Johny jakiśtam*. To co ten kwintet wyczyniał na scenie było po prostu jazzową nirwaną, czymś doskonałym. A gdy doda się jeszcze, że ten blisko pół godzinny utwór był W PEŁNI IMPROWIZOWANY to po prostu szczęka opada, i nic tylko bić pokłony. Tu trzeba powiedzieć, że ci ludzie grali razem po raz pierwszy! I to nie mowa o pierwszy koncercie, oni nawet nie grali żadnych prób!

Jeżeli piąty festiwal Muzyki z MÓZG'u ma być zakończony równie zaistym bonusem to pojawię się na nim choć by dla samego bonusu.

Na finisz Sing Sing Penelope, chyba (ale nie jestem pewny) nagranie właśnie z MÓZG'u



Brak komentarzy: